14 kwietnia 2015

Moje podejście do rekonstrukcji

Od szycia z poliestrów do sprawdzania splotu nici.
Zaliczyłabym się raczej do kostiumerów niż do pedantycznych rekonstruktorów.

Ostatnio natknęłam się na stwierdzenie, że ktoś płacze nad tym, że tyle pieniędzy i kłopotu sprawia historyczność. Moim zdaniem trzeba kierować się priorytetami. 
Jeśli czyimś priorytetem jest wierna rekonstrukcja, trzeba pogodzić się z tym, że wydamy dużo pieniędzy. Moim zdaniem przede wszystkim chodzi tutaj o realizowanie swojej pasji i czerpanie z tego radości.

doskonała rekonstrukcja link
Oczywiście moim celem jest dążenie do jak największej poprawności historycznej, lecz choćbyśmy nie wiadomo jak się starali, zawsze znajdzie się jakiś drobiazg (choćby jeden element urządzenia którym obrabia się bawełnę na nasz materiał). Nigdy nie będzie to w 100% historyczna historyczna rekonstrukcja, z tego prostego powodu, że nie żyjemy w tamtych czasach.

Choć tkanina na ten gorset nie jest 100% historyczna, bardzo mi się podoba, bardziej niżby miałaby być to zwykła biała bawełna. link
 Żywię też wyrozumiałość i zrozumienie dla błędów czy niedopatrzeń w czasem zauważanych rekonstrukcjach (inna sprawa jeśli ktoś celowo niechlujnie i bez pasji szyje, bo musi), bo sama niewiele wiem, a tyle ile bym chciała wiedzieć, nigdy się nie dowiem.
Sama też nie 'robię szumu' wokół własnej niehistoryczności, nauczona doświadczeniem następnym razem zrobię lepiej, jednocześnie staram się z każdą uszytą rzeczą podnosić sobie poprzeczkę.

Nie mogę nie zadać tego pytania.
Jaki jest Wasz stosunek do rekonstruowania/costiumingu ?

-----------------------------
Ostatnio powstała moja strona na facebooku, jeśli ktoś ma ochotę zajrzeć zapraszam. Możecie tam znaleźć różne ciekawostki, czasem muzykę, akcesoria historyczne, ubiory, czy śledzić nowo powstające rzeczy w procesie tworzenia zanim pojawią się na blogu, np. obecnie mojego rudzielca.

16 komentarzy:

  1. Ha, słusznie piszesz o "priorytetach". Pamiętam jak rekonstruowałam wczesne średniowiecze, tam niektórym szło tak daleko o "ultra-historyczność", że na poważnie rozważali ręcznie przędzoną wełnę. Sama przędę trochę, więc mogę Cię zapewnić, że to absurd. Chyba że ktoś chce poświęcić całe życie na zrobienie kilku strojów.
    Chyba chodzi bardziej o dobrą zabawę, a mniej o to, żeby było "ultra", prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak uważam. Ostatnio w ramach czytania o średniowiecznych imprezach natknęłam się na taką o której pisali, że będzie specjalna komisja do sprawdzania historyczności. Szczerze powiedziawszy to byłam co najmniej zdziwiona i natychmiast wykluczyłam ją ze swojej listy, bo daleko mi do ręcznie tkanych tkanin i szycia ręcznego.

      Usuń
  2. Dla mnie właśnie w tej zabawie chodzi o osiągnięcie tego ultra. Jest to meta, nagroda, trzepotanie się serducha jak wiem że zakładam na siebie coś co jest od samego zamysłu konstruowane tak jak trzeba. Również przędę, ba... nawet sama strzygę owce by stworzyć coś unikatowego. Cała ta droga pozwala na niewiarygodne wręcz poznanie materiału z jakiego przyjdzie uszyć strój. Jeśli zrozumiemy materiał- to jak się układa, jak pracuje na ciele w ruchu- pojmiemy czemu wykrój musi być taki, a nie inny, co od podstaw spowodowało że suknia wygląda tak, a nie inaczej. Wielu skupia się wyłącznie na strojach, a te nie będą istnieć bez przemian społecznych, wydarzeń politycznych, nurtów filozoficznych i religijnych. By być dobrym kostiumologiem trzeba zgłębiać dużą wiedzę odnośnie krawiectwa i stylów, by być dobrym rekonstruktorem trzeba poszerzyć horyzonty na historię powszechną (polityka, gospodarka, religia). Dla mnie priorytetem jest umiejętność i wiedza zdobywana- jak sama wspomniałaś- praktycznie przez same błędy. Osobiście bycie rekonstruktorem postrzegam jako prace badawcze, które uatrakcyjnić mogą wyjazdy na imprezy historyczne. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, dla mnie również jest bardzo ważna kultura, przekonania, religia, muzyka i wszystkie aspekty epoki. Wręcz gdyby nie moje zamiłowanie do poznawania wszelkich szczegółów i sposobu patrzenia na świat w innych epokach, nie szyłabym prawdopodobnie z naturalnych materiałów, a ubiory byłyby raczej marnymi stylizacjami z poliestrów.
      Zdaję sobie sprawę, że szczególnie średniowieczni są nastawieni na przędzenie, własnoręczne strzyżenie owiec, czy inne takie. Cóż jest to osobisty wybór i własna praca, więc jeśli ktoś tego właśnie chce, to czemu nie.
      I ja pozdrawiam :D

      Usuń
  3. Poczułam się wywołana do tablicy, bo to chyba moja opinie przytaczasz. Nie zrozumiałaś ironii zawartej w mojej wypowiedzi:) To raczej westchnienie rekonstruktora, który chce osiągnąć ideał, choć wie ze nigdy nie osiągnie ideału. I nigdy nie płaczę kupując nowy materiał, raczej podniecenie, ze będe mogła uszyc nowy strój. O, powiem inaczej, tak jak kobiety uzaleznione np od szminek wzdychają: ech, znów kupiłam kolejna, chyba sie zapłacze- wcale nie maja na mysli tego, ze ogarnia je rozpacz, raczej to takie lekko ironiczne pochylanie sie nad swoja słabostką:) i u mnie jest tak samo. A co do rekonstrukcji- po co kupowac poliester, skoro można bawełnę, po co uzywac sztucznych guzików-skoro mozna guziki zrobic samemu lub znaleźć odpowiednie na allegro-ja znalazłam w babcinym przyborniku do szycia. Po co używać sztucznych wstążek, skoro w lumpeksie można kupić jedwabna bluzkę i zrobić z niej poprawną wstążkę. KaŻdy powinien sam odpowiedzieć sobie na pytanie-co chce robić i jak chce robić.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepraszam jeśli uraziłam Twoje uczucia. Wcale tego nie chciałam i to nie Twoje opinie, bo już nieraz się spotykałam się z takimi stwierdzeniami :D
    I ja pisząc: "płacząc" miałam na myśli raczej metaforę niż faktyczną czynność, haha faktycznie zagmatwałam ten tekst.

    OdpowiedzUsuń
  5. nie, nie uraziłas mnie;) chciałam tylko wyjaśnić swoją wypowiedz;) ja powiem tylko tyle, ze swojego prawie 14-letniego rekonstrukcyjnego doświdczenia-kiedys tez szyłam suknie z zasłon, używałam pasmanteryjnych lamówet itp itd wydałam na to masę pieniędzy by po paru latach dojsc do tego, ze kazdy z tych strojów po prostu nie nadaje sie do noszenia-wlasnie poprzez swoja plastikowosc i sztucznosc. I musiałam od nowa kompletowac garderobę-czyli znów wydac duzo pieniędzy. Dlatego gdy tylko moge, namawiam osoby zaczynajace zabawe w szycie historycznych strojów, by od razu starały sie robic w miare wszystko poprawnie ( w miare, bo wiadomo, ze wszystkiego sie nie da) by nie musiec po roku-dwóch zaczynac zabawy od początku. Bo standardy sie zmieniają, dzis akceptuje sie poliester w sukniach balowych, za rok, dwa, trzy poprzeczka sie moze podniesc, a podniesie sie, bo tak samo bylo w reko, z roku na rok kazdy staral sie byc coraz bardziej poprawny, szyc z coraz lepszych materiałów. Co innego gdy ktos szyje suknie na raz, na jedna impreze a potem chowa ją do szafy;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Racja. Też niedobrze kiedy od razu chce się szyć perfekcyjnie (hmm co ja o tym wiem:D), kupuje się naturalne jedwabie, a ze względu na zbyt małą wiedzę popełnia się radykalne błędy (np. takie szycie francuskiej bez wykroju z wyłącznie naocznej obserwacji, chyba będę to wspominać do końca życia :))

    OdpowiedzUsuń
  7. "inna sprawa jeśli ktoś celowo niechlujnie i bez pasji szyje, bo musi" To chyba o mnie! :P Generalnie, podziwiam niektórych rekonstruktorów za piękne, tworzone z pasją i zaplanowane co do najmniejszego szczegółu stroje, dodatki; za ich wiedzę na temat dawnego życia i wykorzystanie jej w praktyce. Zawsze myślę wtedy, że też tak chcę, próbuję po swojemu i dzięki temu się doskonalę :)
    Choć druga strona medalu jest taka, że mimo najlepszych chęci moje stroje nie są idealne (wieczny brak funduszy na materiały, brak czasu na dopieszczenie kostiumu i dodatków na czas), a druga faza szycia (szukanie wykroju i praca z nim) to dla mnie ogromne cierpienia i droga przez mękę ;) Ale, jak mówią Anglicy, noł pejn, noł gejn :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha, no pewnie, krynoliny na początku 19 wieku :DD
      Tak, kiedyś podsumowałam czas poświęcony na przygotowanie ubioru 1 do 1 - na szukanie wykrojów i zdobywanie informacji i druga połowa na szycie... ale ale ostatnio jest coraz lepiej, wykroje zajmują mi niewiele czasu, a dopasowanie ich jest już niemal proste (musiałam się pochwalić :))

      Usuń
  8. Ani nie rekonstruuję ani nie kostiumuję (przynajmniej niezbyt sumiennie), a nawet brak mi zdolności krawieckich (inna sprawa, że suknię można sobie zamówić, pasja dziewczyn szyjących przydaje się nie tylko im hehehe), ale jednak się wypowiem. Poprzednie epoki i vintadże z XX wieku traktuję raczej jak obszerny wór z inspiracjami, a w swojej głowie mieszam wszystko ze sobą, tak wiele rzeczy mnie fascynuje :D I rozumiem doskonale, że osoby z podobnym do mojego podejściem, które chcą się pobawić w kostiuming (sumiennie, nie jak ja) w jakimś sensie mogą całą sprawę traktować podobnie. Wtedy plastikowe guziki i poliestry niestraszne (no, chyba, że ktoś ma alergię). No i trzeba pamiętać, że każdy od czegoś zaczyna i żeby się wkręcić w zabawę na pewno warto zacząć do szycia z zasłon, a nie wykorzystywania koronek po babuni ;)

    Z drugiej strony, nie tylko z czasem zmieniają się zapewne priorytety, ale od samego początku można ten moment poliestrowy (albo poliestropodobny :D) traktować jako przejściowy, jeśli w ogóle konieczny. Powiem szczerze, że jeśli ten sumienny kostiuming mnie kusił, to jednak odpadałam, gdy pomyślałam o tym czego chciałabym rzeczywiście. Kiedy patrzę na ukochane suknie, to jest to taka bajka, takie materiały, takie detale, że zwyczajnie uszyte "po domowemu" i z zasłon obnażałoby od razu różnicę między jawą i snem :D Może jednak kiedyś spróbuję, a na pewno stale próbuję nie "przebierając się" jeszcze (nie wiem jak ładniej to określić :)), ale czerpiąc po prostu inspirację i ładując ją do codziennej, niehistorycznej garderoby.

    Z trzeciej strony :D, czasami wielka pasja niekoniecznie oznacza tak perfekcjonistyczne podejście, jakie opisałam wyżej, ale nieokiełznaną żądzę :D Niektórzy tak kochają pewne epoki, że chcą w jakikolwiek sposób być "blisko", poczuć je. Wtedy pewna, a miejscami nawet rażąca niehistoryczność nie dziwi. Ja tak mam jeśli chodzi o dawną Japonię, to zresztą nasza tradycja rodzinna. Autentyczne rękodzieło, które towarzyszy takim sprawom bywa czasochłonne, drogie, trudne w realizacji (sprowadzanie materiałów) i przypomina tworzenie wykwintnych dań dla restauracji z gwiazdkami, a czasami człowiek po prostu jest głodny i chce pokucharzyć ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. koronek po babuni i cudnych kołnierzyków ! :P
      Czerpanie inspiracji to fajna rzecz, nie wiem czy tylko ja mam już taki mechanizm w głowie, ale jak szyję lub robię coś historycznego zawsze myślę jakie elementy mogę przemycić do współczesności :)
      W ogóle jakby nie spojrzeć na współczesne ubrania, znajdzie się mnóstwo odnośników do historii a nawet identycznych krojów -- patrz plecy płaszczy i kurtek.
      Może kiedyś opowiesz coś więcej o swej tradycji rodzinnej ? :D

      Usuń
    2. W zasadzie cała moda XX wieku jakoś się tam opiera o przeszłość, a XXI wiek w dość oczywisty sposób odwołuje się do XX, progres mamy tylko w kwestii materiałów heheh Szczególnie "balowe" kreacje nadal są tak mocno inspirowane przeszłością, że czasami ciężko je odróżnić od pierwowzorów (ostatnio popełniłam taką pomyłkę patrząc na suknię Galliano, byłam pewna, że to twór z epoki jazzu ;)). Mnie kostiuming zachwycił (zaczęłam śledzić zagraniczne blogerki, potem trafiłam na Kajani), bo zobaczyłam w nim możliwość przełożenia na ożywioną formę tego, co uchwycone było na podziwianych obrazach. Od zawsze najpierw sztuka, potem historia. Nawet z paleolitem tak miałam, zachwyciły mnie kamory :D Dziś możemy sobie pozwolić na miksowanie różnych rzeczy, nie trzeba być dosłownym, to strasznie fajne.

      PS Raczej unikam ujawniania zbyt wielu informacji prywatnych, większość osób znających mnie tylko przez internety nie wie nawet, że mam męża :D Mąż ten ma sporo wspólnego z Japonią, a ja mam domieszkę krwi azjatyckiej (nawet podwójną, chociaż żaden adres nie jest japoński - Japonia jednak od dziecka bardzo mnie interesowała), więc drogi naszych zainteresowań się spotkały i jakoś tak w oczywisty sposób japonizmy znalazły sobie ciepłe miejsce na blogu i w mojej szafie (przymierzam się do szycia yukat i kimona, do tej pory tylko kupowane).

      To pisałam ja, Absynt :)

      Usuń
    3. Stąd masz takie rysy twarzy :D
      W takim razie życzę powodzenia !

      Usuń
  9. Zgadzam się z Twoim podejściem - też uważam, że w odtwórstwie historycznym najważniejsza jest pasja, zabawa i możliwość poszerzania swej wiedzy i świadomości. Każdy ustala sobie cele, priorytety i granice. Jeśli ktoś pragnie osiągnąć możliwie największą poprawność historyczną przez własnoręczne tkanie materiałów, farbowanie ich, szycie ręczne itd., to bardzo go w tym podziwiam - ale też nie widzę nic złego w tworzeniu kostiumów z tkanin o sztucznych domieszkach. Ludzie mają różne cele i różne poglądy. Sama zawsze zastępuję jedwab, futro, skórę sztucznymi zamiennikami i wcale tego nie kryję - wynika to z moich przekonań (nie chcę używać materiałów, których produkcja wiąże się z krzywdą zwierząt czy owadów). Niemniej nie wprowadzam ludzi w błąd, twierdząc, że to, co robię, jest 100% rekonstrukcją. Zawsze zakładam margines błędu.
    Nie widzę nic złego w ludziach, którzy tworzą nawet kiczowate i błędne kostiumy, dopóki nie wprowadzają innych w błąd, nazywając się rekonstruktorami, twierdząc, że to, co robią, jest w pełni historyczne i ma walor edukacyjny. W takiej formie ma to szkodliwe efekty i jest nieuczciwe względem osób niezorientowanych w temacie, które nie potrafią zweryfikować prezentowanych treści. Ale dopóki ktoś to robi dla własnej przyjemności i zabawy - żyjemy w wolnym kraju, nikt mu nie zabroni ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Racja racja, przypomina mi się w tym miejscu sytuacja, kiedy wypożycza się stroje 'historyczne' z operetek do szkół, które są hmmm.. nie do końca historyczne, zawsze lubię je oglądać, sprawdzać jakie rozwiązania zastosowali i jakie są błędy, a przy tym mam niezłą radochę.

    OdpowiedzUsuń

Pisząc komentarz, współtworzysz tego bloga razem ze mną. Wzbogacasz wiedzę swoją, moją i innych, jednocześnie podsycając ogień pasji. Dziękuję Ci za to. V.R.